OPINIA Z 5 LIPCA 2009Pierwsza kobieta zajmująca się sf, którą w ogóle kojarzę. Sam z tego typu książek lubię jedynie serię o Diunie, a cała reszta jest przeważnie infantylnymi opowiastkami. To co dziś przeczytałem to zbiór opowiadań jednego z najlepszych pisarzy sf, z jakimi miałem przyjemność się zetknąć. Jeśli dorzucimy do tego wojnę płci, to mężczyżni z tą panią przegrywają. Porusza dzisiejsze problemy, tylko w innym czasie. Nie bawi się w pokazywanie laserorubinów, filtrfraków i innych kosmicznych pierdół.Na 11 opowiadań, tylko jedno było dla mnie nie do przyjęcia, tytułowe "Zaćmienie", którego albo nie zrozumiałem, albo jest pokrętne. To bardzo dobry wynik w porównaniu z innymi zbiorami, z którymi musiałem się męczyć. Chociaż czuję, że każde z nich bardzo szybko wyleci mi z głowy. Nie jest to książka, którą trzeba przeczytać, ale w wolnym czasie, z braku laku...OPINIA Z 4 WRZEŚNIA 2009Książki, które w ciągu ostatnich kilku miesięcy czytałem, można by było w większości wypadków nazwać tomiskami. Podróże komunikacją miejską lub przesiadywanie na wykładach z "Grą Anioła" raczej nie wchodziło w grę. Musiałem sobie wybrać w takim wypadku książkę bardziej poręczną. W praktyce to wygląda tak, że mam jedną główną powieść, a druga książka jest czytana bardzo marudnie i tylko wtedy, gdy nie mam możliwości czytać pierwszej.Moja mama zaproponowała mi przeczytanie książki pt. „Przewodnik stada” Connie Willis. Rzadko kiedy mam do czynienia z science-fiction, nie miałem wiele okazji do zapoznania się z takimi książkami, ale za perłę zawsze będę uważał „Diunę” Herberta. Jeszcze rzadziej zdarza mi się spotkać kobietę, autorkę, piszącą prawdziwą fantastykę naukową. Nie wybrałem jednak „Przewodnika stada”, a wziąłem zbiór opowiadań – „Zaćmienie”. Stwierdziłem, że opowiadania bardziej będą pasować do moich celów, czyli książki do podróży.Wytyczna została zrealizowana i mogę teraz spokojnie zrecenzować zbiór dzieł Connie Willis. Jest to o tyle prostsze, że nie jest to książka tak mocno wychodząca poza ludzkie zrozumienie, jak na przykład „Progi tolerancji” Bronisława Kijowskiego – mojej największej zmory science-fiction. „Zaćmienie” składa się z jedenastu historii, które są łatwo strawne. Nie ma tutaj co prawda walk kosmicznych, laserorubinów, filtrfraków i innych wymyślnych, pseudonaukowych definicji, które mogą wygładzić nam mózg. Autorka skupiła się raczej na opisywaniu dzisiejszych problemów w nieco innej scenerii, lekko ulepszonej technicznie. Oto krótkie recenzje opowiadań: Praktyka dyplomowa – otwierające opowiadanie jest rozpisane na kilka dni, dokładnie wiemy, w którym dniu dzieje się akcja. Pewien student w ramach praktyki dyplomowej zostaje wysłany w rok 1940 do Katedry Świętego Pawła. Okres II Wojny Światowej, czyli ciągłe bombardowania, zmusza praktykanta i ówczesnych lokatorów katedry do bezustannej walki o życie nie tylko swoje, ale i katedry. Całkiem ciekawa historia, jednak rozmach, z jakim zostało to napisane, prowokuje do oczekiwania jakiegoś bardzo ciekawego zakończenia. Tymczasem koniec (a raczej ostatni akapit) psuje lekko całość. Pogrzeb – Elliot przychodzi na swój własny pogrzeb, gdy Anna go zauważa zaczyna na wszelkie sposoby ukrywać ten fakt przed wszystkimi. Jednak sprawa okazuje się „pokręcniejsza” niż na początku się wydawało. Ogólnie całkiem ciekawe, niestety koniec podsuwa tyle różnych interpretacji, że nie wiem, które słowa brać na poważnie, a które nie. Lubię tego typu chwyty, ale w tym opowiadaniu, jakoś to nie przeszło. Znalezisko – kolejne kościelne opowiadanie. Tym razem każdy pracownik kościoła podejrzewa innych o szpiegowanie. I chyba tylko tyle można zdradzić. Krótkie i dużo się dzieje. Dużym minusem jest właśnie wielkość historii, czuć po prostu, że to powinna być część czegoś większego, a nie takie małe coś. Wszystkie moje ukochane córki – chyba najmocniejsza część książki. Mocno wulgarne, poruszające tematy seksu i perwersji (pedofilia, zoofilia). Dziewczyny w internacie zauważają, że chłopaczyska (trudno mi nazwać płeć męską w wieku smarkaterii, chłopcy to trochę upadlające, za to mężczyźni - zbyt dostojnie) nie są zainteresowane seksem. Nad wszystkimi czuwa Ojciec, niczym Wielki Brat. Jedno z lepszych opowiadań, jeśli nie najlepsze. Absolutnie nic do zarzucenia. Ojciec panny młodej – próba walki z happy endem w bajkach i baśniach. Autorka stwarza baśniowy świat, gdzie księżniczka jednak nie zacięła się wrzecionem. Raczej tylko ciekawostka. Zaćmienie – tytułowe opowiadanie i najsłabsza część zbioru. Cała fabuła poświęcona jest, o dziwo, zaćmieniu. Wszyscy chcą je zobaczyć, jednak warunki atmosferyczne budzą wątpliwości. Główna bohaterka zauważa dziwne zbiegi okoliczności i dochodzi do pewnych wniosków. No tak, wszystko teoretycznie jest dane, jak na tacy, jednak i tak nie wiadomo skąd te wnioski, dlaczego tak się stało i czy warto było o czymś takim pisać. Na koniec niczym w starych filmach (i w większości filmów fantastyczno-nad-wyraz-naukowych) wszyscy wiedzą, o co chodzi i puszczają do siebie oczko. Może gdyby autorka wpisała mnie do tego świata, wiedziałbym, o co tyle krzyku do cholery! Bo całość zrozumiałem, a jednak ostatnia scena sugeruje, że w tym było coś więcej. Przekartkowałem opowiadanie i stwierdziłem, że się nie mylę. Może gdybym przeczytał jeszcze raz wyciągnąłbym esencję, tak dobrze zakamuflowaną, niczym owsiki. Do tego czasu jednak uznaje, że coś nie wypaliło. Sydon w Lustrzaku – tutaj zaszło jakieś nieporozumienie. Wprowadzanie nowych nazw powinno być trochę bardziej zrozumiałe dla czytelnika. Lustrzak to osoba kopiująca zwykłych ludzi, Sydon to potwór zamieszkujący planetę górniczą Solfatar. Sydon to również potocznie nazywane odwierty przez górników. Gdy dochodzi do rozmów, wspomnień, rozmyślań można się pogubić, o czym w tym momencie czytamy. Problemem jest fakt, że zostało to zrobione na krótkie opowiadanie, a nie na jakiś większy projekt. Ma w sobie jakiś kryminalny klimat, niestety zagmatwanie mocno psuje ten obraz. Myliłem się z początku, to jedyna część zbioru, gdzie mamy do czynienia z różnymi kosmicznymi przedmiotami. Historia dotyczy Lustrzaka, który przylatuje na Solfatar do czegoś, co nazwałbym górniczym burdelem, tutaj przyjęło nazwę „klasztoru”. Wszyscy wiedzą, kim jest i obawiają się jego reakcji, jednak ten siada przy pianinie i wybrzdękuje ładne kawałki. Zaczyna poznawać historię „zakonnic” w „klasztorze” i zauważa, że nie jest jedyną osobą, która może być niebezpieczna. Ciekawe, jednak już pomijając Sydony, koniec po raz kolejny mi się nie spodobał. Pewne rzeczy, które wyszły na jaw, spowodowały, że dla świętego spokoju w myślach powiedziałem do siebie: „Achaaaaaa!”. Daisy w słońcu – jednak zmieniam zdanie. To właśnie te opowiadanie jest najmocniejsze. Poznajemy Daisy, której mieszają się różne wspomnienia ze swego życia. Potrafi rozmawiać z własną matką na tematy dojrzewania, by przejść w mgnieniu oka o kilka lat w tył, do swojego brata i wypytywać go o książkę, którą czyta. Wszystkie sceny dzieją się pod grozą wypalającego się słońca. Może nie klimat, ale spójność opowiadania najbardziej zachwyca. Tutaj nic nie trzeba dopowiadać, wnioski same wychodzą na wierzch, nie ma żadnych oczek, tylko trzymająca w napięciu historia. Klon na zamówienie – komedia poruszająca temat klonowania. Czy jeśli zapuka do nas o kilkanaście lat młodsza osoba i oznajmi, że jest naszym klonem, to czy pozwolimy mu spać z naszą żoną? Czy może będziemy mieli jednak jakieś wątpliwości? Bardzo ciekawa i miła w czytaniu opowiastka. Samaryt… - autorka zastanawia się nad kwestią Jakuba i Ezawa z Biblii. Skoro jesteśmy potomkami Jakuba, to kto jest potomkiem owłosionego Ezawa? „Samaryt…” opowiada o małpie, która pracując, jako pomoc, w klasztorze, zaczyna nawiązywać z ludźmi kontakt i daje znać, że tak samo jak chrześcijanie, kocha Boga. Czy można dać chrzest małpie? Bardzo ciekawa historia, pomimo tematyki, trzymająca w napięciu. Niebieski księżyc – Niebieski księżyc oznacza niesamowity zbieg okoliczności. Ostatnie opowiadanie w tym zbiorze jest właśnie poświęcone takim przypadkom. Poznajemy wielu bohaterów, którzy tylko z początku nie mają ze sobą nic wspólnego. Niczym w filmie „Magnolia” pokazywane są nam różne sceny z życia, które zachodzą na siebie i odkrywają nowe karty. Jedyny minus to bardzo dużo postaci i nazwisk, które powodują, że można przeoczyć kto z kim rozmawia, zwłaszcza, gdy nie są to pierwszoplanowi bohaterowie. Mimo wszystko bardzo dobre zakończenie zbioru opowiadań.Podsumowując, nie jest to taka książka, którą bym rozpamiętywał latami. Pomimo kilku słabych opowiadań, jest czego szukać w tym zbiorze, aż cztery z jedenastu to kawał dobrej zabawy. Pozostałe potrafiły zanudzić. Jedno jest pewne, jako nieorientujący się za bardzo w fantastyce naukowej czytelnik, mogę stwierdzić, że Connie Willis w niepisanej wojnie płci wypada znacznie lepiej niż jej męscy odpowiednicy. Daleko jej jednak do Stanisława Lema i jego przemyśleń. Tak, jak na początku napisałem, potrzebowałem zbioru opowiadań do zajęcia się w środkach komunikacji. Misja została wykonana, miłośnikom science-fiction mogę polecić bez wyrzutów sumienia, a pozostałym osobom, no cóż, warto się otworzyć na nowe horyzonty i spróbować fantastyki w wykonaniu Connie Willis. Ja spróbowałem i nie żałuje. I po cichu zbieram czas na „Przewodnika stada”, który ma być ponoć znacznie ciekawszy.OPINIA Z 3 GRUDNIA 2011Myślę, że wszystko zostało tutaj powiedziane. Po tych dwóch latach z niedowierzaniem czytam swoje recenzje, bo nieszczególnie pamiętam zawartość książki. Ale z tego co pamiętam, "Daisy w słońcu" to szczerze, jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałem.http://majinfox.blogspot.com/
The last story, Blued Moon is the star - very much in the same vein as To Say Nothing of the Dog (my favourite Willis novel). It's a sparkling celebration of coincidences and technical jargon. The kind of story that makes me want to shout, "Yes, Connie! Yes! Write more stories like this!"As with all short story collections it's a mixed bag. Despite kicking off Willis' superb time-travel series (which I love), I was surprised that the title story, Fire Watch didn't do all that much for me. All My Darling Daughters however, was genuinely VERY creepy and will (unfortunately) live long in the memory... *shudder*I also enjoyed The Sidon In The Mirror - a fascinating setting and character concept with far more potential that Willis had the chance to mine (no pun intended if you've read the story) here.Mail Order Close was fun - and just perfect for the short story length.Daisy In The Sun reminded me a lot of another Willis book - Passage with it's use of dreamscapes and memory echoes - actually more effective here than in PassageThe rest... were a little lightweight for me - all well written, but without the spark to really make me want to talk about them!Overall, I'm actually very impressed. I'm a tough audience for short stories, but there were enough gems here to keep me happy and, like I said, Blued Moon was a 5-star smash hit and worth the £3 I paid for the book all by itself :-)After this I read: Goliath
Do You like book Fire Watch (1998)?
I'm a latecomer to Connie Willis and am enjoying her enormously! Despite frequently saying I'm not much of fan of short stories, science fiction has never in my mind been a part of that category. I guess I'm just an inveterate sci-fi fan, raised on the imaginative and way-out.Each of the stories in this collection is quite distinct and with fully realised worlds ranging from a humorous tale set in our own world, another in our world with ghosts, a slightly speculative story about sentience, to a couple of post-apocalyptic tales, a post-fairytale, one set on a dying sun, and the time travel story which was the reason I borrowed this book in the first place. Each narrative voice is also entirely distinct (unlike one book of short stories I read not so long ago in which the voices merged into each other and it got impossible to remember who was who).A thoroughly good read!
—Kathleen Dixon
I'd read two of these stories--"Fire Watch" and "A Letter from the Clearys"--in The Best of Connie Willis: Award-Winning Stories, so I was curious to check out Willis' other early short stories. While the plots occasionally feel a little flimsy, I was struck again and again by the way Willis uses language to give shape and texture to the worlds of the stories. The most overt example of this is in "All My Darling Daughters," where the slang used at a boarding school reveals so many (often disturbing) aspects of how the teens understand sexuality. "Blued Moon" also uses language to good effect in the story's dialogue: nearly every character speaks through technical business jargon, faux folksiness, or a version of English in which the grammar is radically altered. There are plenty of other stories that do make it on plot alone. Of these, "Samaritan" is probably the one to which I'll return again, as it raises the perennial question of where we draw the boundaries between humans and other animals, and does so through the lens of religion. One aspect of the collection that I could have done without is the author's commentary before each story. I appreciate that these were trying to offer a window into the creation of the stories, but sometimes they seemed to be preening or gave me too much direction about how to make sense of the story. I would have rather encountered them as afterwords, so I could have engaged the stories first on my own terms, without the extraneous remarks.
—Jennifer
Another collection of short stories by Connie Willis. Looks like the main story, "Fire Watch", takes place after Doomsday Book. And I suspect in the same world as another story of hers I read which I can't immediately recall. Anyway, time travel, the Blitz, saving a church. Themes that crop up in other stories of hers.Oh yea, one other theme I forgot to mention in my review of another collection of hers: academic bureaucracy.I don't think any of the stories in here particularly stood out for me. But I did find them all enjoyable. It's nice not to feel like I'm slogging through one or two stories just to say I've read the whole book. None of the stories was a slog. They all held my interest one way or another.History, humor, human relations, science, fantasy. It's all in here.
—Julie